Zwiedzanie Seulu
Seul to ogromne, bardzo gęsto zaludnione miasto z mnóstwem ciekawych miejsc - świątyń, pałaców, muzeów, restauracji, kawiarni itp. Atrakcji jest tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nam - mimo jet lagu - udało się zrealizować prawie cały plan zwiedzania, a i tak wydaje się, jakbyśmy zobaczyli tylko niewielką część miasta. Oto niektóre z najciekawszych miejsc, jakie odwiedziliśmy:
Świątynia buddyjska Jogyesa - centrum koreańskiego buddyzmu. Zbudowana w XIV wieku, obecnie jest jednym z miejsc, w których historia miesza się z nowoczesnością. Otoczona wieżowcami robi wrażenie niewielkiej, choć oczywiście taka nie jest. Tak naprawdę jest największą świątynią w Seulu. Kolorowy wystrój i maty modlitewne bardzo przypadły Lucynce i Dorotce do gustu. Do tego stopnia, że dziewczyny nie chciały wyjść ze świątyni. Wolały naśladować modlące się osoby albo kłaść się na matach. Na szczęście nikomu to nie przeszkadzało :) Ze świątyni uciekaliśmy dość szybko po tym, jak w ciągu 15 minut pobytu zostaliśmy obdarowani dwoma batonikami, dwiema pomarańczami, czterema ciastkami i dużą kostką słodkiego ryżu (która pewnie ma jakąś nazwę, ale nie mam pojęcia jaką ;)). Uznaliśmy, że nie będziemy nadużywać gościnności i czekać na kolejne podarunki.
Dzielnica Namsan, w której znajduje się wiele atrakcji turystycznych. My wybraliśmy się kolejką linową na szczyt góry Namsan. Stamtąd można wjechać jeszcze na Seoul Tower, ale nam wystarczył piękny widok na miasto i góry, który roztacza się ze wzgórza. Ja dopiero tam uświadomiłam sobie, jak ogromnym miastem jest Seul. Dla dzieci atrakcją były kłódki i plastikowe serduszka, które zakochani przypinają w wielkich ilościach do barierek przy schodach i tarasach widokowych.
Niedaleko góry Namsan znajduje się też Tradycyjna Koreańska Wioska Namsangol, w której można zobaczyć świątynię buddyjską i pięć hanoków, czyli starych domów przeniesionych tam z różnych części Seulu.
Więcej hanoków zachowało się w części Seulu o nazwie Bukchon, w pobliżu pałacu Gyeongbok (o którym pisałam już tutaj), pałacu Changdeok oraz świątyni Jongmyo. Te dwa ostatnie zabytki (oba znajdują się na Liście UNESCO) również odwiedziliśmy i to, co najbardziej nam się podobało, to zieleń. Od razu po przekroczeniu bram można zapomnieć, że jest się w ogromnym mieście i przenieść się w dawne czasy. Pałac nieco rozczarowuje wystrojem (a właściwie jego brakiem). Większość pomieszczeń jest pusta. Nie wszystkim to przeszkadza - młodsza część naszej rodziny chętnie tą przestrzeń wykorzystywała do zabawy w ganianego ;) Więcej wyposażenia i szat królewskich widzieliśmy w mniejszym i niepozornym pałacu Deoksu.
W Seulu jest niewiele parków, a z tych, które udało nam się odwiedzić, najbardziej spodobał nam się Park Yeouido. Znaleźliśmy tam nawet plac zabaw, co wcale nie jest takie oczywiste. Pobiegaliśmy po trawniku z widokiem na wieżowce, Lucynka karmiła ryby w stawie, a potem przeszliśmy nad rzekę Han i zrobiliśmy sobie piknik. Ponieważ akurat była niedziela, mogliśmy zobaczyć, jak Koreańczycy spędzają dzień wolny od pracy. Otaczały nas namioty, przed którymi rozłożone były niziutkie stoliczki z przysmakami. Nieopodal na kocyku siedziała spora grupka młodych chłopaków, grająca na gitarach i śpiewająca koreańskie piosenki w harcerskim klimacie.
Bardzo przyjemnie jest również nad strumieniem Cheonggyecheon. Jeszcze 15 lat temu biegła tędy autostrada. Teraz jest to ostoja spokoju w samym centrum miasta. Miasta, które na pewno warto odwiedzić. I na pewno trudno ogarnąć w ciągu zaledwie kilku dni.