Tajwan dla wegetarian
Po kulinarnych zachwytach w Japonii przyszedł czas na spróbowanie potraw tajwańskich. Kuchnia tajwańska opiera się oczywiście na ryżu, mięsie i owocach morza. Na szczęście dla nas, 35% mieszkańców Tajwanu to buddyści, więc jest tu dużo restauracji wegetariańskich, a w innych miejscach też zdarzają się wegetariańskie dania.
Na Tajwanie popularne są małe restauracyjki, które wyglądają po prostu jak kuchnia. Czasem zdarzają się w nich ołtarze z wizerunkiem jakiegoś boga, kadzidłami itp., co sprawiało, że czuliśmy się jak w świątyni. Wizyty w takich restauracjach były dla nas dobrą okazją do rozmów (zwykle z pomocą translatora) z lokalsami, którzy często chcieli sobie z nami robić zdjęcia, a czasem też pytali, czy jesteśmy buddystami ;) Rozmowy były bardziej interesujące od jedzenia - niezależnie od tego, czy miało to być śniadanie, obiad czy kolacja, zawsze jedliśmy nudle i ryż z warzywami.
Popularne na Tajwanie są hot poty, czyli zupy z różnymi dodatkami, które stawia się na palniku na stole i je gorące. Nam jakoś nie przypadły do gustu, ale Tajwańczycy podobno je uwielbiają. Tak samo, jak zamienniki mięsa zrobione z soi albo glutenu, które czasem są smaczne, ale i tak czułam się nieswojo, zamawiając np. kurczaka w restauracji wegetariańskiej ;)
Nie przekonały nas też bardzo popularne bufety, bo jedzenie jest w nich zwykle zimne i raczej bez smaku. W ogóle jedzenie na Tajwanie wydawało nam się być bez wyrazu.
Dopiero w Tajpej trafiliśmy na naprawdę smaczne jedzenie - pierożki z grzybami i ryż z jajkiem (według Lucynki najlepszy ryż na świecie) w Din Tai Fung. To znana sieć restauracji, mająca swoje lokale m. in. w Hong Kongu, Singapurze i Stanach Zjednoczonych. My wybraliśmy się do tej w budynku Taipei 101. Podobno zawsze są tam kolejki. Wcale mnie to nie dziwi, bo jest naprawdę pysznie, obsługa działa bardzo sprawnie, a dodatkowo można zajrzeć do kuchni przez szybę i zobaczyć, jak przygotowuje się pierożki.
Prawie w każdym mieście, w którym nocowaliśmy, odwiedzaliśmy też nocny targ. Najmniej podobał nam się nocny targ w Kenting (bo nie było tam dla nas nic oprócz grillowanej kukurydzy), a najbardziej - w Hualian. Z przysmaków, które można znaleźć na nocnym targu polecamy pierożki na parze (np. z kapustą), sushi, placki smażone na głębokim oleju (cōngyóubing) i szaszłyki. Jedliśmy też śmierdzące tofu - dobrze jest spróbować, ale małe szanse, że komukolwiek z Was będzie smakować.
Na śniadanie chodziliśmy czasem do sieciówki Beautiful and Breakfast na naleśniki, focaccie i burgery ze smażonym jajkiem. Według Lucynki Beautiful and Breakfast nad Sun Moon Lake to najlepsza restauracja w całym Tajwanie!
Bardzo popularną przekąską, sprzedawaną nawet w małych sklepach spożywczych, są jajka gotowane w herbacie i sosie sojowym. Czasem, kiedy nie mieliśmy innej opcji, ratowały nas przed głodem i co ciekawe - smakowały nawet dzieciom. Kiedy nie umieliśmy znaleźć nic bardziej sensownego, jedliśmy pizzę, którą łatwo znaleźć wszędzie, a raz wybraliśmy się na naprawdę dobre jedzenie indyjskie do restauracji Pitstop w Dulan.
Tajwan jest znany z produkcji herbaty, którą pije się tutaj w różnych wersjach - na ciepło, na zimno, z mlekiem i bez. Bardzo popularna jest też bubble tea, czyli herbata z kuleczkami tapioki. Najbardziej smakowała nam ta kupiona w sieciówce Gong Cha. Pyszna! :)
No i zostały nam jeszcze słodycze - lody herbaciane (z czarnej herbaty, czyli coś nowego), desery lodowe baobing, mochi z różnymi nadzieniami, pierożki na parze w wersji na słodko (np. z taro, budyniem, sezamem i pastą z czerwonej fasolki) oraz kulki ze słodkich ziemniaków.
Na deser zwykle wybieraliśmy jednak owoce, bo w końcu pojawiło się ich więcej. Byliśmy bardzo ciekawi, jak smakują niektóre z tych bardziej egzotycznych owoców. Najbardziej posmakował nam chyba smoczy owoc (z białym albo różowym miąższem) i jabłka cukrowe. Guawa okazała się nieszczególnie smaczna, a jojoba smakowała jak połączenie jabłka z gruszką. Zaskoczył nas też arbuz, który okazał się żółty w środku i bardzo słodki. Mniam! Oprócz tego w końcu znaleźliśmy mango (bardzo drogie, bo poza sezonem). A przysmakiem Dorotki była marakuja.
Duży plus Tajwanu jest taki, że owoce można tutaj kupić luzem, bo nie są pakowane w folię. Nikt nie ma też problemu z zapakowaniem dań na wynos do naszych pudełek i napojów do naszego kubka. Za to do zimnych napojów zawsze dodają słomkę i nie da się wytłumaczyć, że jej nie chcemy.
Wybierając się do tajwańskiej restauracji lub kawiarni trzeba pamiętać o tym, że zdecydowana większość z nich ma przerwę mniej więcej od 14:00 do 17:00 oraz o tym, że podane godziny otwarcia mają charakter bardzo orientacyjny.