Podróżujemy po Azji z dziećmi

Ostatni tydzień spędziliśmy w Kioto, o którym opowiem Wam już niebawem. Dzisiejszy wpis będzie jednak o naszej jednodniowej wycieczce do Nary. Nara - dawna stolica Japonii (w VIII wieku, kiedy miasto nazywało się jeszcze Heijo), pełna pięknych i ważnych zabytków, m. in. największych i najstarszych japońskich świątyń. Obecnie jest też znana z tego, że można sobie tu zrobić selfie z jeleniem lub spróbować przecisnąć się przez dziurkę w nosie Wielkiego Buddy.

Nasza wycieczka do Nary przypadła w urodziny Lucynki, więc to ona wybierała, co będziemy zwiedzać. Nikogo chyba nie zaskoczy, że pierwsze kroki ze stacji skierowaliśmy do Parku Miejskiego. Naszym celem było zobaczenie jeleni, z których słynie miasto. Zanim jeszcze dotarliśmy do parku, mogliśmy się przekonać, że jelenie są prawie wszędzie. Chodzą po chodnikach, po ulicach (przechodzą nawet na pasach na zielonym świetle ;)), skaczą przez płoty i napastują turystów, którzy kupują im specjalne ciasteczka. Kupujemy i my. Natychmiast podbiega do nas kilka zwierzaków. Niektóre tylko patrzą i czekają, inne bodą głową w tylne partie ciała i podgryzają niecierpliwie nasze ubrania. Ciasteczka znikają w mgnieniu oka!

Jelenie towarzyszą nam przez całą drogę przez piękny jesienny park do największego drewnianego budynku na świecie - świątyni Todaiji. Mieści się w niej największy w Japonii, mierzący 15 metrów, posąg Buddy. Czeka nas tutaj niecodzienna atrakcja - w jednym z filarów wydrążono dziurę wielkości dziurki w nosie Wielkiego Buddy, a kto się przez nią przeciśnie, podobno dostąpi oświecenia. Kolejka jest długa i z naszej drużyny tylko Adamowi wystarcza determinacji, żeby spróbować. Oczywiście próba zakończyła się sukcesem. Niestety poszło mu tak szybko, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Musicie mi uwierzyć na słowo ;)

Ze świątyni wyruszamy przez pełen jeleni park na poszukiwania urodzinowego obiadu i ciacha. Wybór solenizantki pada na makaron z sosem pomidorowym i pizzę (to było do przewidzenia). Dobrze, że w Japonii takie przysmaki są na porządku dziennym. Pierwsze życzenie jest więc łatwo spełnić. Gorzej ze znalezieniem czegoś słodkiego. Lucynka jest bardzo wymagająca, ale ostatecznie wybiera lody z jeleniem :) Świeczkę zdmuchuje za pierwszym razem, a my patrzymy na nią i jesteśmy dumni z tego, jak świetnie sobie radzi w podróży. Z tego, że jako pierwsza zapamiętuje skomplikowane nazwy miejscowości i dzielnic. Z tego, że powtarza koreańskie i japońskie słowa. Z tego, że pomaga Dorotce się ubierać i wchodzić po schodach. Z tego, że prezentem urodzinowym dzieli się z siostrą po połowie. Z tego, że po skończonym posiłku w restauracji pomaga sprzątać kelnerom. I jeszcze z tysiąca innych rzeczy :)

A jeśli jesteście ciekawi, jak Japończycy obchodzą swoje urodziny, to już teraz zapraszam na następny wpis :)

Dodaj komentarz