Podróżujemy po Azji z dziećmi

Koreańczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni do dzieci. A białe dzieci z blond włosami wzbudzają szczególnie duże zainteresowanie z jednego prostego powodu - jest ich tam bardzo niewiele. Podczas naszego pobytu w Korei co chwilę ktoś nas zaczepiał, zagadywał dziewczynki (zwykle po koreańsku, ale jest jedno angielskie słowo, które znają wszyscy - cute). Na początku w większości przypadków Lucynce i Dorotce to nie przeszkadzało, a czasem bywało bardzo przydatne, głównie kiedy były już znudzone i zniecierpliwione podczas podróży metrem lub autobusem. Jednak pod koniec, po miesiącu bycia w centrum uwagi, wszyscy mieliśmy tego trochę dosyć i byliśmy zmęczeni ciągłym pilnowaniem swoich granic.

Sympatia Koreańczyków wyraża się również w tym, że dają dzieciom prezenty (są to głównie owoce, słodycze, a czasami zabawki) oraz w tym, że ustępują miejsca osobom z dzieckiem w komunikacji miejskiej. Naprawdę niewiele razy nam się zdarzyło, że nie mieliśmy miejsca siedzącego. Z komunikacji miejskiej dzieci do 6 lat korzystają za darmo. W przypadku autobusów i pociągów dalekobieżnych dzieci do 4 lat jeżdżą gratis (na kolanach rodziców) albo za pół ceny można kupić dziecku miejscówkę.

Jedzenie. W dużych sklepach (np. Lotte Mart) można zaopatrzyć się w słoiczki i kaszki dla dzieci. My kupujemy tylko musy owocowe w tubce, ale niestety w Korei są one zupełnie inne, niż w Polsce (tutaj jest to albo sok, albo galaretka), więc dziewczyny nie są z tego zadowolone. Poza tym nasze dziewczyny jedzą to, co my. Myślę, że każde dziecko znajdzie w kuchni koreańskiej coś dla siebie. Lucynka i Dorotka z naszych talerzy w restauracjach wybierają zwykle ryż, jajka, nudle, tofu, a czasem jakieś warzywa. Przysmakiem są też wodorosty. Na te dni, kiedy mamy dość azjatyckich smaków, zaopatrujemy się w większych sklepach w europejskie jedzenie - ser żółty, makaron itp.

Restauracje. W restauracjach raczej brakuje udogodnień dla dzieci. Rzadko można znaleźć krzesełka dla maluszków, a restauracyjne toalety raczej nie są wyposażone w przewijaki. Czasami zdarzało się, że były dostępne małe talerzyki i sztućce.

Karmienie piersią. Przed wyjazdem do Korei czytałam, że raczej nie jest tu praktykowane karmienie piersią w miejscach publicznych. I rzeczywiście - nie widziałam ani jednej karmiącej mamy. W wielu miejscach - zwłaszcza turystycznych - są specjalne pomieszczenia dla matki z dzieckiem, pokoje do karmienia, wyposażone w mikrofalówkę do podgrzania jedzenia. Takie miejsca znaleźć można też na stacjach metra, a nawet w pociągach.

W turystycznych miejscach (np. w skansenach) funkcjonują również wypożyczalnie wózków dziecięcych.

Toalety. Toalety publiczne są wszędzie i zawsze za darmo. W większości z nich są przewijaki. Zdarzają się też niższe umywalki, a nawet małe sedesy dla dzieci. Są też specjalne siedzonka do przypięcia dziecka, kiedy rodzic korzysta z toalety. Dorotka nie dała się nawet do zdjęcia w takim posadzić, ale pewnie dla mniejszych dzieci to dobry pomysł.

Pieluszki. Niestety pieluszki nie są dostępne we wszystkich sklepach. W tych mniejszych albo nie ma ich wcale albo są pakowane po 3 sztuki (za ok. 10 zł) i to np. tylko jeden rozmiar, więc lepiej zaopatrzyć się w dużą paczkę w dużym markecie. To samo dotyczy pieluszek do pływania, bo w basenowym sklepiku jedna sztuka kosztuje ok. 10 zł. Zdarzyło nam się również przez przypadek kupić pieluszki bez rzepów. Na szczęście mamy ze sobą kilka otulaczy do pieluszek wielorazowych, więc jakoś daliśmy radę, ale już wiemy, że trzeba dokładniej przyglądać się rysunkom na opakowaniu :)

Podróżowanie z dziećmi po Korei nie sprawia większych trudności. Jest tu czysto i bezpiecznie, a dodatkowy duży plus to zakaz palenia w naprawdę wielu miejscach. W Seulu palaczy widzieliśmy chyba tylko w wyznaczonych dla nich miejscach. W innych miastach zakazów palenia było mniej, ale i tak dużo rzadziej niż w Polsce zdarzało nam się, że ktoś nam dmuchał w twarz dymem.

Jedyne sytuacje, kiedy odczuwaliśmy jakieś zagrożenie, były związane z ruchem ulicznym. Koreańczycy raczej nie zwracają uwagi na to, że mają czerwone światło, ani na to, że piesi weszli już na przejście. Zdziwiliśmy się również, że w samolotach nie ma pasów bezpieczeństwa dla dzieci, które siedzą na kolanach rodziców. Jednak cały miesiąc minął nam bez żadnych problemów i zdecydowanie polecamy Koreę na wakacyjne wyjazdy z maluchami.

Dodaj komentarz