Cat Ba i Halong
Z chaotycznego Hanoi wybraliśmy się na wycieczkę do Parku Narodowego Cat Ba i na zatokę Ha Long. Długo zastanawialiśmy się, w jaki sposób tam dotrzeć i na jaki rejs po zatoce się wybrać i ostatecznie zdecydowaliśmy się na wykupienie wycieczki w hotelu i rejs dwudniowy, którym chcieliśmy uczcić połowę naszej podróży.
Pierwszego dnia rano przyjechał po nas autobus, którym mieliśmy dojechać nad zatokę. Droga wiodła przez niezbyt ciekawe tereny. Widoki zmieniły się na lepsze dopiero, kiedy dotarliśmy na wyspę Cat Ba. Wtedy też droga zmieniła się na dużo gorszą, więc z radością wysiedliśmy w porcie. Tam czekała na nas mała łódka, która zabrała nas i pozostałe trzy pary uczestników wycieczki na statek. Dostaliśmy swoją kajutę z balkonem - tak, jak chcieliśmy. Niestety, nie było nam dane posiedzieć na balkonie, bo znajdował się on z tyłu statku, czyli tam, gdzie jest najwięcej spalin, których nie mieliśmy ochoty wdychać.
Płynąc statkiem przez zatokę podziwialiśmy przepiękne widoki, skaliste wysepki i domki rybackie na wodzie.
W czasie rejsu czekały na nas różne atrakcje, ale nie ze wszystkich chcieliśmy korzystać - z oczywistych względów pominęliśmy łowienie krabów i ryb. Nie przypadła nam też za bardzo do gustu wizyta na plantacji pereł. Wróciliśmy z niej z przekonaniem, że nigdy nie kupimy pereł.
Za to hitem była wieczorna impreza taneczna na pokładzie statku. Lucynka i Dorotka szalały do upadłego. Okazało się, że lekcja gotowania to po prostu szumna nazwa zawijania sajgonek, ale Lucynce się podobało :) A na tai chi o wschodzie słońca chyba nikt się nie obudził.
Najmilej jednak wspominamy kajakowanie. Nasze córki pierwszy raz pływały kajakiem, więc na początku podeszły do tego trochę niepewnie, ale już po chwili im się bardzo spodobało. Próbowały nawet same wiosłować, a Dorotka upierała się, żeby dotknąć wody, co sprawiało, że nasz kajak niebezpiecznie się chwiał. Przez te eksperymenty mieliśmy spore opóźnienie w stosunku do reszty naszej grupy, ale z jednej strony to dobrze, bo nie musieliśmy się z nikim dzielić widokami. A były one naprawdę cudowne. Zobaczcie sami!
Rejs, który nazywa się "dwudniowy" trwał niestety niecałą dobę, a resztę czasu zajął dojazd z i do Hanoi. Planowo podróż autokarem w jedną stronę miała trwać 4 godziny, ale tak naprawdę trwała dłużej. Wracaliśmy do stolicy Wietnamu z niedosytem i żałowaliśmy, że nie możemy przedłużyć pobytu na statku o jeszcze jedną noc, żeby napatrzeć się na jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie do tej pory widzieliśmy w czasie naszej podróży po Azji.