Deszczowe Tajpej
Na koniec naszej podróży po Tajwanie dotarliśmy do jego stolicy. Tajpej od razu spodobał nam się bardziej, niż inne tajwańskie miasta - szerokie chodniki, po których da się normalnie chodzić i nie trzeba obawiać się, że wjedzie w nas skuter, czyste ulice i kierowcy przestrzegający przepisów to już jakiś plus :)
W Tajpej pierwszy raz w czasie naszej podróży po Azji znaleźliśmy nocleg z CouchSurfing. Naszymi gospodarzami byli Adam i Eve. Eve pracuje jako agentka nieruchomości, a Adam - jak sam o sobie mówi - jest "home daddy" i opiekuje się ich dziewięcioletnią córką o imieniu Dolphin. Spędziliśmy razem trochę czasu, opowiedzieli nam dużo ciekawych rzeczy o Tajwanie, a Lucynka i Dorotka cieszyły się, że mają nową koleżankę i że mogą bawić się jej zabawkami :)
W stolicy Tajwanu świętowaliśmy też urodziny Adama. Niestety nasz plan wjechania na najwyższe piętro budynku Taipei 101 nie został zrealizowany ze względu na deszczową pogodę, ale za to udaliśmy się na pyszne pierożki do Din Tai Fung - słynnej restauracji znajdującej się właśnie w Taipei 101. Potem zamiast tortu zjedliśmy niedobre naleśniki. Świętowanie zakończyliśmy na nocnym targu Tonghua.
A następnego dnia odwiedził nas Mikołaj i przyniósł prezenty. Wprawdzie nie do końca takie, o jakie prosiliśmy, ale i tak jesteśmy zadowoleni, że nas tu znalazł, bo do tajwańskich dzieci nie przyszedł :)
W poszukiwaniu świątecznego klimatu pojechaliśmy też na jarmark bożonarodzeniowy do Banqiao, centrum Nowego Tajpej. Niestety wszystkie budki były zamknięte, ale dziewczyny pojeździły sobie na karuzeli i wpatrywały się jak zaczarowane w animacje wyświetlające się na choince.
Mimo kiepskiej pogody udało nam się też odwiedzić kilka ważnych zabytków.
Hala Pamięci Sun Yat-Sena, czyli Ojca Narodu Republiki Chińskiej. Wybraliśmy się tam, żeby zobaczyć zmianę warty przed pomnikiem. Wyszliśmy jednak w połowie, bo dziewczynkom się nie podobało wymachiwanie bronią i stukanie nią o posadzkę.
Świątynia Longshan z zaskakująco dużą liczbą osób modlących się, zapalających kadzidełka, losujących patyczki z wróżbami i pełna darów dla tutejszych bóstw. Ze świątyni poszliśmy na stację metra, po drodze mijając salony masażu i gabinety wróżek, ale nie skorzystaliśmy ani z jednej, ani z drugiej usługi.
Powłóczyliśmy się też po zakupowej dzielnicy Ximen i zajrzeliśmy na najbardziej znany targ nocny Shilin oraz mniejszy Ningxia.
Na pożegnanie z Tajwanem wybraliśmy się na wzgórze Maokong, czyli do części Tajpej, która słynie z plantacji herbaty. Na górę wjechaliśmy kolejką - wybraliśmy gondolę z przezroczystą podłogą. Szkoda, że prawie nic nie było widać przez chmury i deszcz. Przy ostatniej stacji kolejki padało jeszcze bardziej, więc schowaliśmy się w jednej z wielu tamtejszych herbaciarni, żeby pograć w domino.