Podróżujemy po Azji z dziećmi

Chiang Rai powitało nas z pompą - prosto z lotniska pojechaliśmy Grabem na Międzynarodowy Festiwal Balonów do parku Singha. W samochodzie Lucynka i Dorotka wyglądały na zmęczone, a na miejsce dotarliśmy już po zmroku, więc wcale nie byliśmy pewni, czy ciągnięcie ich na tę imprezę to dobry pomysł. Dziewczyny jednak po raz kolejny nas zaskoczyły, bo gdy tylko usłyszały muzykę i zobaczyły ogromne balony, ożywiły się, zaczęły biegać i tańczyć :) Myślę więc, że w tym roku już spokojnie możemy wybrać się na Open'era :)

Chiang Rai słynie głównie ze świątyń, z których dwie najstarsze - zbudowane w XIV wieku - znajdują się w centrum miasta. Pierwsza z nich to Wat Phra Kaew. Według legendy w 1434 roku w tamtejszą stupę uderzył piorun, a w jej wnętrzu znaleziono posąg Buddy. Nazwano go Szmaragdowym Buddą, choć tak naprawdę był wykonany z zielonego żadu. Obecnie oryginał znajduje się w Wielkim Pałacu Królewskim w Bangkoku, a w Chiang Rai można oglądać kopię. Druga świątynia - Wat Phra Sing - również słynie z wizerunku Buddy, zwanego Phra Singh. Kopie w różnych wersjach (żadowej, złotej i hebanowej) można zobaczyć w Chiang Rai. Oryginał znajduje się jednak w Chiang Mai.

Są tutaj też bardziej nietypowe świątynie. Najbliżej centrum znajduje się Niebieska Świątynia (Wat Rong Seua Ten) wybudowana na początku XXI wieku, ze świecącym posągiem Buddy. Lucynce i Dorotce bardzo się podobały złote i srebrne dzwoneczki oraz pływające kolorowe świeczki. Do tego stopnia, że postanowiły też zapalić swoje świeczkowe kwiatki. Lucynka - niebieski, bo urodziła się w piątek, a Dorotka fioletowy - bo przyszła na świat w sobotę. Ja i Adam nie wiedzieliśmy, w jakie dni się urodziliśmy, więc nie mogliśmy wziąć udziału w tych atrakcjach ;)

Nieco poza miastem jest Biała Świątynia (Wat Rong Khun), która wydawała nam się naprawdę szalona. Już przed wejściem na jej teren zobaczyliśmy siedzącego na ławce Power Rangera, a nieco dalej Predatora. W środku też było ciekawie - na ścianach oprócz wizerunków Buddy odnaleźliśmy postaci z bajek i komiksów - superbohaterów, Hello Kitty i Minionki. Były też dwie wieże, w które uderza samolot. Dziwne połączenie. A sama świątynia z zewnątrz wyglądała trochę jak z Krainy Lodu. Gdyby nie te zwisające odcięte głowy, czaszki i wyciągnięte do góry ręce. Podobno artyście chodziło o to, że tylu jest bohaterów, a wciąż na świecie są wojny. Czy coś ;)

Zupełnie niespodziewanie trafiliśmy też do położonej 50 km od Chiang Rai świątyni Wat Sang Kaew Phothiyan wybudowanej w XXI wieku. Tutaj z kolei powitał nas ruszający się i modlący kościotrup, który zrobił na Lucynce ogromne (i raczej nie pozytywne) wrażenie. Dalej było coraz ciekawiej - wielki  Budda (z dziurą w pępku, do której ludzie wrzucają pieniądze), bogowie w japonkach i tenisówkach, a do tego dzwony. Mnóstwo dzwonów, które każdy odwiedzający po kolei wprawia w ruch, tworząc niesamowity hałas. Przy każdym podmuchu wiatru do tego hałasu dołączają dźwięki małych dzwonków porozwieszanych wszędzie. Okropieństwo!

Zdecydowanie bardziej odpowiadały nam spokojne miejsca. Wybraliśmy się m. in. na szlak do wodospadu Khun Kon - największego w okolicy. Trasa tym razem miała tylko ok. 1,5 km w jedną stronę i była na tyle łatwa, że Lucynka dała radę ją przejść prawie całą na własnych nogach.

Region Chiang Rai słynie też z plantacji kawy Doi Chaang. Jeszcze do niedawna rosła tu konopia, z której produkowano opium. Teraz na tych terenach rośnie jedna z najlepszych odmian arabiki. We wsi Dai Chang można zobaczyć krzewy kawowca, dotknąć suszących się ziaren i oczywiście napić się lokalnej kawy, naparu z liści kawowca, a także zaopatrzyć się w kawowe kosmetyki. Ale żeby napić się kawy Dai Chaang, wcale nie trzeba jechać na plantację. Wystarczy rozejrzeć się w mieście za odpowiednią kawiarnią. My wybraliśmy się do firmowej Doi Chaang (559 Thanalai, Chiang Rai), ale tak naprawdę bardziej nam się podobało w kociej kawiarni Cat 'n' a Cup (596/7 Phaholyothin Rd, Chiang Rai), gdzie spędziliśmy czas w miłym towarzystwie ponad dwudziestu kotów, zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę z pobliskiego dworca autobusowego :)

Dodaj komentarz