Podróżujemy po Azji z dziećmi

Naszym kolejnym przystankiem było miasto Ajutthaja, do którego dojechaliśmy nocnym pociągiem. Lucynka i Dorotka były bardzo zadowolone, że wybraliśmy właśnie taki środek transportu. Właściwie od czasu naszej podróży nocnym pociągiem w Wietnamie, Lucynka cały czas pytała, kiedy znowu będziemy spać w pociągu. No więc nadszedł ten dzień (a właściwie noc). Okazało się jednak, że w Tajlandii trochę inaczej to wygląda. Tym razem nie trafiliśmy na miejsca w przedziale, więc przeszkadzało nam trochę światło i pasażerowie chodzący do późna w nocy obok naszych łóżek. Dobrze, że chociaż zasłonki były :)

W Ajutthai wysiedliśmy jeszcze przed świtem, a na dworcu powitał nas mnich, który podarował nam mleko sojowe w kartoniku :) Pewnie chwilę wcześniej dostał je od kogoś w darze - mnisi w Tajlandii codziennie rano chodzą i zbierają różne podarki od wiernych.

Lucynce i Dorotce oczywiście spodobało się takie przywitanie, a jeszcze bardziej przypadł im do gustu różowy tuk tuk, którym dojechaliśmy do hotelu :) Nikt z nas nie miał ochoty nawet na odsypianie wczesnej pobudki, więc szybko wyruszyliśmy na zwiedzanie.

Ajutthaja została założona w 1350 roku. Była drugą stolicą królestwa Siam, centrum handlowym i dyplomatycznym. Szybki rozwój w kolejnych wiekach sprawił, że stała się jednym z największych miast ówczesnego świata. Tak było do XVIII wieku, kiedy birmańska armia zaatakowała i zniszczyła miasto. Dlatego najważniejszymi zabytkami są ruiny świątyń i klasztorów buddyjskich. Jest ich tutaj mnóstwo, więc nie sposób zobaczyć wszystkich. Ale to nie szkodzi, bo większość jest do siebie podobna :)

Z tych, które zwiedziliśmy, najbardziej podobały nam się Wat Mahathat, Wat Phra Sri Sanphet i Wat Chaiwatthanaram.

W Wat Mahathat widzieliśmy słynne drzewo z wrośniętą głową Buddy. Co ciekawe, w świątyni znajduje się wiele posągów Buddy bez głów, ale podobno do żadnego z nich nie pasuje ta głowa. Oprócz głowy atrakcją były też zraszacze do trawy, co jest chyba zrozumiałe przy tutejszych temperaturach :)

Przy Wat Phra Sri Sanphet spotkaliśmy wystrojone słonie, na których jeżdżą turyści, co było dla nas niezrozumiałe po wizycie w Elephant Nature Park.

A w Wat Chaiwatthanaram widzieliśmy przepiękny zachód słońca. Ta świątynia leży poza Starym Miastem i dopłynęliśmy do niej łódką (po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w dwóch innych świątyniach). Jest to naprawdę świetny sposób zwiedzania miasta!

Poza świątyniami tradycyjnie wybraliśmy się na nocny targ, żeby spróbować prawdziwego pad thaia.

Dziewczynkom podobał się wielki plac zabaw (do którego niestety musieliśmy dojechać Grabem, bo w centrum nie ma takich atrakcji), a wielkim rozczarowaniem było nieczynne Muzeum Tajskich Łódek, po którym dużo dobrego się spodziewaliśmy.

Dodaj komentarz